środa, 17 października 2012

Dzień 3. - "Bez mięsa"

Wcale nie jest tak trudno!


No właśnie. Trzeci dzień. Emocje już nieco opadły, czuję, że jeszcze za często myślę o zrezygnowaniu z jedzenia mięsa.

W głowie kotłują mi się rozmaite pomysły na wegetariańskie dania. Czytam z namiętnością składy na opakowaniach produktów! ;-)

Jeszcze nie zdecydowałam, co zrobię z żywieniem mojego psa, póki co, je co jadł. Zmiana musi być procesem - i dla mnie, i dla niego. Z resztą zdecydowałam, że wybiorę się z nim do weterynarza (przy okazji corocznej szczepionki przeciw wściekliźnie) i spytam go o zdanie. To chyba będzie najrozsądniejsze. Poza tym widziałam się dziś z koleżanką, która twierdzi, że w dzisiejszych czasach na pewno znajdę jakieś ekologiczne jedzenie dla pieska (ale czy ekologiczne równa się znikomemu cierpieniu zwierząt?). Muszę się tego dowiedzieć.

Ogólnie jestem z siebie dumna. :-) I naprawdę czuję się wspaniale nie jedząc mięsa - myślę sobie, że przynajmniej nie przykładam ręki do ich cierpienia.

 Handel szczeniakami... 

Dziś przechodząc koło metra, widziałam pana, który sprzedawał szczeniaki. Jedno maleństwo drżało w jego rękach z zimna, a drugie siedziało w brudnej torbie wyłożonej ręcznikami papierowymi (delikatnie ujmując w stanie nieświeżym). Oczywiście bez grama wody i jedzenia. Oczywiście wściekłam się na faceta, więc mu nagadałam, że źle robi, że zachowuje się nieludzko. Ale co z tego? Nawet mi nie ulżyło, tylko chciało mi się płakać. Zastanawiam się, co on z nimi zrobi, jeśli ich nie sprzeda - utopi czy jakoś inaczej zabije? Bo wątpię, żeby zdecydował się je zatrzymać. Tym bardziej, że już kiedyś widziałam, jak sprzedawał inne szczeniaki.

Któregoś razu nawet zadzwoniłam na tak zwaną ekostraż miejską i spytałam, czy mogą coś z nim zrobić. Jednak pan odpowiedział, że niestety nie, bo w polskim prawie nie ma takiego zapisu, że nie można handlować zwierzętami (na szczęście czuć było po jego głosie, że bardzo żałuje, że nie może nic zrobić). Ale coś mi tu do końca nie gra. Od miłej pani z Polskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami otrzymałam mądrą wskazówkę - nie kupuje się od takich ludzi zwierząt. Może wydawać nam się, że ratujemy zwierzaka, ale trzeba pomyśleć w ten sposób, że oni na tym zarabiają i jeśli go kupimy, to ci ludzie "wyprodukują" sobie następne, żeby móc znów zarobić. I koło się kręci. Ehh... Pogrzebię w tych zapisach prawnych, popytam. Może da się jednak jakoś reagować? Jak dla mnie to powinno być przynajmniej tak, że widząc takiego człowieka, dzwoni się np. na tą ekostraż, oni przyjeżdżają, zabierają zwierzęta do schroniska (bo gdzie indziej?), a mu wlepiają taką karę pieniężną, że odechciewa mu się żyć. Gdyby chociaż te zwierzaki miały ciepło, wodę i coś do jedzenia... A tak, aż serce ściska z żalu...

 I zwrot w temacie... 

No bo jeszcze wypada napisać kilka słów na temat tego, co jadłam. Pasztet sojowy dziś królował - jest smaczny, a na kanapce w połączeniu z żółtym serem i pomidorem - pycha! Poza tym wsuwałam owsiane ciasteczka Sante o smaku czekoladowym (na opakowaniu piszą, że są megazdrowe!). Do tego 3 śliwki i znów winogrona (o tej porze roku są chyba najsmaczniejsze)



Na obiad upichciłam sobie kolorowy makaron z podsmażaną cebulką, suszonymi pomidorami, kukurydzą, fetą light i przyprawami. To był konkretny posiłek! ;-) Naprawdę długo nie odczuwałam głodu. Jednak myślę, że chyba wybiorę się do dietetyka na początku listopada i zrobię sobie badania krwi, żeby zobaczyć, czy czegoś mi nie trzeba.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz