środa, 9 stycznia 2013

Dzień 8. - "Ku zdrowemu odżywianiu"

Tak więc minął tydzień i rano stanęłam na wadze, by zobaczyć pierwsze efekty 7-dniowego zdrowego odżywiania.

Zaczynałam od 58 kg, a dziś rano ujrzałam... 56,9 kg! Baaaaaaaaardzo się cieszę. Dało mi to mnóstwo energii do dalszych starań!

Zgodnie z radą pani dietetyczki, dietę będę sobie powtarzać. Dlatego dziś jadłam to, co DNIA 1.

dzisiejsza kolacja - zamiast gotowanch warzyw, lekko podduszone warzywa na patelnię

 Jak nie myśleć o jedzeniu? 

Nie wiem dlaczego tak jest, ale jak się człowiek bierze za zmianę nawyków żywieniowych, to cały czas o tym myśli. Po części to dobrze, ale co za dużo, to niezdrowo - można popaść w jakąś psychozę i samemu się zamęczyć, po czym w geście rozpaczy pocieszyć się batonem (czy innym paskudztwem).

A przecież o to chodzi, by zjedzenie zdrowego, wartościowego posiłku, przychodziło nam tak prosto, jak zjedzenie frytek z keczupem. I żeby sprawiło nam przyjemność.

Jak w takim razie odwrócić uwagę od ciągłego zastanawiania się, co się zjadło, co by się zjadło, a czego nie można i oczekiwania na kolejną porcję jedzenia? Co zrobić, by nie czuć się jak zagłodzony skazaniec?

Znaleźć sobie DYSTRAKTORY, czyli rozpraszacze, nawet takie, które pochłoną nasze myśli i czas bardziej, niż rozmyślania o jedzeniu.

Oto mój sposób... banalny, ale jest - KSIĄŻKI!

Uwielbiam wynajdywać sobie serie książek, które są megawciągające. O czym? Podobno, jak jest się zakochanym, to nie myśli się o jedzeniu. Dlatego fajnie odskoczyć od codzienności i wczuć się w postać z powieści - a tam rodzajów miłości, które dane bohaterki przeżywają jest mnóstwo! Co mnie wciągnęło? Oto kilka propozycji!

 Romantyczne powieści Jane Austen 

  • "Rozważna i romantyczna"
  • "Duma i uprzedzenie"
  • "Opactwo Northanger"
  • "Perswazje"
  • "Emma"
  • "Mansfield Park"

Uwielbiam te książki! Uwielbiam ich bohaterów! Uwielbiam czasy, w których żyli! Uwielbiam ich postawę, moralność, zasady i sposób, w jaki się wypowiadają. I niech nie zwiedzie nikogo myśl, że to może proste bajeczki o miłości. Tyle dostrzeże się w książce, na ile się sobie pozwoli. Ja, prócz śledzenia losu bohaterek tych książek, uwielbiam odkrywać w nich małe smaczki, takie, jak to, w jaki sposób w tamtych czasach dbano o urodę!



 Saga "Zmierzch" 

W sumie cztery tytuły, kolejno:

  • "Zmierzch"
  • "Księżyc w nowiu"
  • "Zaćmienie"
  • "Przed świtem".

Broniłam się przed czytaniem tego rękami i nogami. Wiedziałam, że panuje jakiś szał na wampiry, ale w ogóle mnie to nie kręciło, bo wyobrażałam sobie rozwrzeszczane nastolatki szalejące za Robertem Patisonem. I do tego Kristen Stewart - niby ok, ale jest w niej coś irytującego, szczególnie te jej postękiwanie.

Ale koleżanka powiedziała mi, że muszę to koniecznie przeczytać i przekonać się na własnej skórze, że Edward Cullen zadziała na każdą kobietę. No więc pożyczyłam pierwszy tom i... przepadłam! :D Ach cudowny Edward... Choć przy czwartej części byłam już nieco znużona, Edward (nie w postaci Roberta Patisona) na długo pozostał w mojej pamięci. I cały czas sobie powtarzałam: "I co ja teraz będę czytać, i co mnie teraz tak wciągnie?"


 Trylogia "Millenium" 

No i pojawiły się trzy wspaniałe, grubaśne tomiska "Millenium":

  • "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet"
  • "Dziewczyna, która igrała z ogniem"
  • "Zamek z piasku, który runął".

Historia mroczna, tajemnicza, czasami przerażająca, realna... Tym razem nie wczuwałam się w główną bohaterkę, Lisabeth Salander , bo nigdy przenigdy nie chciałabym przeżyć tego, co ona. Po prostu jej towarzyszyłam. Zazwyczaj czytając jakąś książkę, wiem kim jest bohater, potrafię go rozgryźć, przejrzeć na wylot,domyślać się jego zamiarów. Nie wiem, jak autor, Stieg Larsson, to zrobił, ale mimo przeczytania książki, wydaje mi się, jakby Lisabeth Salander na koniec wypinała mi język i mówiła: "Miło było cię poznać, fajnie, że ze mną byłaś, ale i tak ci wszystkiego o sobie nie powiem. To będzie moja tajemnica.". Niestety ma rację. Stieg Larsson niestety odszedł już z tego świata i nic więcej o niej nie napisze. A ja czuję niedosyt, choć cieszę się, że wszystko skończyło się tak, jak się skończyło.


 Christian Grey... 

  • "Pięćdziesiąt twarzy Greya"
  • "Ciemniejsze oblicze Greya"
  • "Nowe oblicze Greya"

Przy książkach o Christianie Greyu i Anie Steel trzeba wyłączyć myślenie i po prostu wczuć się w to wszystko, o ile moralność i sumienie na to pozwoli! :P Popaprane to wszystko jak cholera, przynajmniej dla mnie, ale jak BDSM ma być normalny? Oprócz tego, że co 2 strony pojawia się kilka orgazmów, a samej fabuły, innej niż seks, zostaje z 10 stron (no może przesadzam), to pod koniec widzi się tak złożony i pogmatwany obraz Christiana Greya, że robi się go człowiekowi żal i złości się na Anę, że tak łatwo odpuściła. W każdym razie skończyłam pierwszą część. Jutro lecę do księgarni i kupuję od razu drugą  oraz trzecią, żeby nie było tak jak dziś, że skończyłam niedawno pierwszą, a nie mam drugiej i weź tu czekaj do następnego dnia. :P




 A jak się skończą ciekawe książki? 

To trzeba szukać ich ekranizacji. Herbata w dłoń, pod koc i można porównywać własne wyobrażenia do tego, co się widzi na ekranie. A potem na pewno będzie już dostępna kolejna książka, godna polecenia. Z resztą warto poszukać też we wcześniejszych epokach. Mnie tak kiedyś pochłonęła Eliza Orzeszkowa i w ogóle literatura polskiego pozytywizmu. :-)

A teraz na półce grzecznie czeka na koniec mojego spotkania z Greyem Cinder, bohaterka "Sagi księżycowej"!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz